piątek, 13 grudnia 2013

Interregio wprowadza bilety za złotówkę

Kolejny przewoźnik wprowadza bilety za złotówkę. To naprawdę dobra wiadomość oznaczająca, że i nasza kolej zaczyna walczyć o pasażera. Ceny superbiletów kupione miesiąc przed wyjazdem zaczynają się już od 1 zł. Oferta obowiązuje od 15.12.2013 r tylko i wyłącznie przy zakupie biletów przez internet.
przewozy regionalne

Interregio obiecuje nam również podwyższenie komfortu, a obok kolejka bieszczadzka:)

sobota, 23 listopada 2013

kampania "Chwila z Danusią"

Zostałam zaproszona do uczestnictwa w kampanii testowej czekoladki Danusia

Zauroczyła mnie legenda, którą przeczytałam w załączonej ulotce : 
"Wszystko zaczęło się od spotkania w fabryce czekolady na początku lat dwudziestych ubiegłego stulecia. Założyciel firmy Wawel, który opracowywał właśnie nową recepturę nadziewanej czekoladki zauroczył się piękną pracownicą swojej fabryki – Danutą. Chcąc wyznać swoje uczucia, poczęstował ją tabliczką nowo opracowanej czekoladki. Pracownica spytała zachwycona:
– Jak nazywa się ta słodycz?
Właściciel firmy uśmiechnął się i w dowód swojej miłości do Niej odrzekł:
– Danusia.
Oprócz wyjątkowego smaku, odzwierciedlającego nieskończoną siłę uczucia, na opakowaniu umieścił również jej portret, czym potwierdził swoją miłość…..
Słodycz, która ich połączyła, trwa niezmiennie do dzisiaj – w każdej czekoladce Danusia." 
 Prawda, że piękna i wzruszająca legenda?


Z tejże ulotki zaczerpnęłam również kilka słów o historii Danusi :"
Danusia ma najdłuższą historię ze wszystkich produktów firmy Wawel. Produkcja jej rozpoczęła się w latach dwudziestych XX wieku. W początkowym okresie na papierkach, w które zawijano tę czekoladkę deserową, widniała podobizna owej Danusi, pracownicy fabryki. Na przestrzeni lat podejmowano próby zmiany szaty graficznej opakowania, lecz ostatecznie w 2006 roku opakowanie zyskało pierwotny wygląd – ozdobny biały napis na granatowym tle, ornament zdobiący opakowanie oraz wizerunek pięknej Danusi. W 2013 roku firma Wawel chcąc bardziej podkreślić charakter i wyjątkowość produktu Danusia zdecydowała by podobizna kobiety była grawerowana również na każdej kosteczce czekoladki.
Niezmienność tej czekoladki głównie wyraża się w smaku. Kolejne pokolenia mistrzów cukiernictwa darzą Danusię szczególnym uczuciem i dbają o zgodność z pierwotną recepturą. Dzięki temu Danusia smakuje od pokoleń tak samo wyśmienicie i cieszy się wielkim powodzeniem.

Zorganizowałam babskie spotkanie pod hasłem "Chwila z Danusią", na którym kosztowałyśmy czekoladki Danusia. 
Pamiętam smak tradycyjnych czekoladek... Niezapomniany. Wiele osób z sentymentem wspomina klasyczny deserowy smak, ale warto skosztować również innych smaków. Nadzienia z ajerkoniakiem, czy likierem kawowym są naprawdę wyśmienite i rozkoszowałyśmy się nimi przy kawie. 
Rozmawiałam z kilkunastoma osobami w ramach kampanii i aż się łezka kręci w oku, gdy słyszałam, że Danusie kojarzą się z dzieciństwem, z radością, z beztroską... Były też słowa wspomnień, nostalgii... Były mamy Danusie i związane z nimi wspomnienia...

Jestem łasuchem i bardzo lubię słodycze. połączenie czekolady w Danusi razem z nadzieniem (muszę spróbować jeszcze z nadzieniem miętowym) są naprawdę niepowtarzalne :)
Żeby być obiektywną nie mogę nie ująć w tym podsumowaniu również innych opinii. Jedna z nich brzmiała nic specjalnego, inna : nie przepadam za słodyczami, te też są średnie. Zdecydowana większość opinii była jednak pozytywna. 
Ja na pewno sięgnę po Danusię, która pomimo olbrzymich tradycji nic nie traci ze smaku we współczesnym świecie.
Smacznego

niedziela, 13 października 2013

wędkowanie

brzana : 2,9 kg; 66 cm długości - to dzisiejszy efekt kilkugodzinnego wypadu mojego męża nad Dunajec

Każdy wędkarz ma swoje miejsca, gdzie chętnie powraca, skąd przywozi mniejsze lub większe okazy.
Każdy wędkarz lubi również wyolbrzymiać, dlatego od razu zważyłam i zmierzyłam. Całkiem niezły okaz, na kolację w sam raz:)

autobusy od 1 GBP z Londynu

Nie tylko w Polsce są tanie przewozy. Podobnie jak u nas reklamują się przewoźnicy w innych krajach.
Jeśli chodzi o Wielką Brytanię warto śledzić stronę megabus, który oferuje podróże z Londynu do niektórych miast Wlk. Brytanii, ale także miast europejskich, m.in.  Amsterdamu, Brukseli i Paryża już od 1 funta brytyjskiego , lub 1 euro.

megabus

Maanam - Krakowski spleen

tytuł : Krakowski spleen
wykonawca : Maanam















Chmury wiszą nad miastem, ciemno i wstać nie mogę
Naciągam głębiej kołdrę, znikam, kulę się w sobie
Powietrze lepkie i gęste, wilgoć osiada na twarzach
Ptak smętnie siedzi na drzewie, leniwie pióra wygładza

Poranek przechodzi w południe, bezwładnie mijają godziny
Czasem zabrzęczy mucha w sidłach pajęczyny
A słońce wysoko, wysoko świeci pilotom w oczy
Ogrzewa niestrudzenie zimne niebieskie przestrzenie

Czekam na wiatr, co rozgoni
Ciemne skłębione zasłony
Stanę wtedy naraz
Ze słońcem twarzą w twarz

Ulice mgłami spowite, toną w ślepych kałużach
Przez okno patrzę znużona, z tęsknotą myślę o burzy
A słońce wysoko, wysoko świeci pilotom w oczy
Ogrzewa niestrudzenie zimne niebieskie przestrzenie

Czekam na wiatr, co rozgoni
Ciemne skłębione zasłony
Stanę wtedy naraz
Ze słońcem twarzą w twarz

marazm..

marazm... totalny marazm... nic mi się nie chce, nic mnie nie cieszy... czyżby to reakcja na jesień?

poniedziałek, 7 października 2013

Dżem - "Zapal świeczkę"


"Zapal świeczkę"



śpiewa: Dżem
muzyka : Adam Otręba
słowa: Dariusz Dusza










Na kiepskich zdjęciach okruchy dawnych dni
Czyjaś twarz
Zapomniana twarz
W pamięci zakamarkach wciąż rozbrzmiewa śmiech
Czyjaś twarz zapamiętana
Mijają dni ludzie natury
Wciąż nowych masz przyjaciół
Starych przykrył kurz
Dziewczyny ciągle piękne
Lecz w pamięci tkwi
Ten pierwszy dzień najgorętszych z dni

Ref:
Zapal świeczkę za tych których zabrał los
Zapal światło w oknie
Zapal świeczkę za tych których zabrał los
Światło w oknie

Ludzi dobrych i złych wciąż przynosi wiatr
Ludzi dobrych i złych wciąż zabiera mgła
I tylko ty masz tą niezwykłą moc
By zatrzymać ich by dać wieczność im
Pomyśl choć przez chwilę podaruj uśmiech swój
Tym których napotkałeś na jawie i wśród snów
A może ktoś skazany na samotność
Ogrzeje się twym ciepłem zapomni o kłopotach

Ref: Zapal świeczkę...

Joanna Chmielewska nie żyje :(

Jedna z moich ulubionych autorek, dzięki niej niejeden raz śmiałam się na głos i do łez...
Brak mi słów :(
Odeszła, przeszła na drugą stronę...
Pozostawia po sobie swoją twórczość, wielu wiernych czytelników, wśród nich mnie...

Wierzę, że tam, po drugiej stronie znów się spotkamy, ale tu i teraz pozostał tylko smutek, że nigdy jej nie poznam osobiście, nie uścisnę dłoni, nie powiem,  jak bardzo ceniłam chwile z jej książkami...
Wracam już dziś do Krokodyla z kraju Karoliny - książki od której zaczęła się moja przygoda z Joanną Chmielewska.
Zapal świeczkę za tych, których zabrał los...

piątek, 4 października 2013

autobusy za przysłowiową złotówkę

Jest coraz więcej linii autokarowych jeżdżących od przysłowiowej złotówki. Wystarczy śledzić strony internetowe i można upolować bardzo tani przejazd. Zaczęło się od polskiego busa , a teraz coraz więcej przewoźników decyduje się na taką formę promocji. Ponieważ zaczynam się już gubić, więc otwieram ten temat po to, żeby uporządkować swoje informacje dotyczące tanich przejazdów autokarowych. Bilety za 1 zł można kupić tylko przez internet, jest to zazwyczaj jeden, góra dwa bilety w ramach jednego przejazdu. Dodatkowym kosztem jest zazwyczaj kolejna złotówka za rezerwację biletu. Moi znajomi, jak słyszą, że jeżdżę za złotówkę lub dwa łapią się za głowę i pytają, jak się to przewoźnikiem opłaca. Oczywiście, że się opłaca, bo na ten bilet składają się pozostali pasażerowie, a jest to naprawdę doskonała forma promocji.
poniżej linki do stron przewoźników, którzy oferują przewozy od złotówki :

PolskiBus
Tanibus
muszkieter
neobus
Podlasie Express - obecnie plusbus
albatrosbus
pks Hrubieszów
pks Kalisz
pks Olsztyn
voyager
interglobus
marcelbus
lajkonik
jordan

Portal e-podroznik sprzedaje bilety już od 1 zł różnych linii autobusowych, warto tam również zaglądać.

Warto również zerknąć od czasu do czasu na promocje linii :
pkspolonus - w lecie były ciekawe promocje biletów od 5 zł za przejazd.

Jeśli będę miała jakieś informacje o kolejnych liniach autokarowych uzupełnię informację w tym wpisie.

czwartek, 3 października 2013

pomidory

Uśmiechnięty pomidor

Pomidory - pochodzą z Ameryki Południowej, do Polski trafiły razem z królową Boną. Przez wiele lat hodowano go jako roślinę ozdobną.
Pomidory są pyszne, zwłaszcza z własnej działki. Ja, jak co roku również miałam kilka krzaków, ale dwa pomidorki zwróciły moją szczególną uwagę.
Oto one, mają swój niezaprzeczalny urok.
Cóż ... pozostały tylko na zdjęciach, były bardzo smaczne:)
Pomidor - mężczyzna

środa, 2 października 2013

statystowanie

Miałam dziś po  raz kolejny przyjemność statystowania w filmie, a właściwie serialu filmowym.  Jest to niewątpliwie przygoda, sprawdzenie siebie. Jak się okazuje nie mam tremy przed kamerą, nie zamieram ze strachu. Czuję się swobodnie, ale potrafię słuchać wskazówek reżysera.
Zdecydowanie to doświadczenie pomaga mi w pracy z klientami. Lubię pracę z ludźmi, w pracy jestem po trosze aktorem. Bez względu na to, czy mam dobry humor, czy dobrze się czuję, czy w domu wszystko w porządku, bez względu na problemy nie wolno przenosić swoich emocji, zwłaszcza tych negatywnych. Ludzie bardzo łatwo wychwytują emocje osób, z którymi rozmawiają. Każdy chciałby czuć się wyjątkowo i specjalnie. Chciałby być traktowany indywidualnie. Doświadczenia z filmem powodują, że łatwiej mi "grać", jeśli nie uda mi się opanować wszystkich emocji.. Również w relacji z szefostwem przychodzi mi łatwiej opanować swoje emocje i przemilczeć to, co moja dusza chce wykrzyczeć:D
Kolejny dobry dzień, z nowymi doświadczeniami i przeświadczeniem, że czas mija zbyt szybko :)

czwartek, 26 września 2013

Czarnobyl Baby - Merle Hilbk

Dostałam dziś swoją wygraną, książkę "Czarnobyl Baby" - zaczęłam czytać pierwszy rozdział i jestem stracona dla rodziny i dla świata, dopóki nie skończę jej czytać. Najchętniej zaszyłabym się gdzieś w jakiś odludny kąt, gdzie nikt nie przeszkadzałby mi w mojej podróży wraz z Merle Hilbk - dziennikarką, która wiele miesięcy podróżowała przez strefę zamkniętą, otaczającą elektrownię atomową w Czarnobylu. Podczas wyprawy towarzyszyła jej Masza, białoruska tłumaczka, której jak pisze na ostatniej stronie okładki przedstawiciel wydawnictwa Carta Blanca, "celne uwagi stanowią kontrapunkt tych fascynujących opowieści oraz unaoczniają różnice w postrzeganiu postczarnobylskiej rzeczywistości  przez ludzi ze Wschodu i Zachodu".
Czarnobyl jest jednym z miejsc, które chciałabym odwiedzić, zobaczyć, dotknąć. Sami kierujemy swoim losem. Jaka szkoda, że jednostki mają tak duży wpływ na świat wielu milionów ludzi. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć co będzie za tysiąc czy dziesięć tysięcy lat.
Wiem jedno... historia ma ten błąd, że lubi się powtarzać, a niejedna cywilizacja już upadła teoretycznie w czasach swojego największego rozkwitu. Już całkiem niedługo może się okazać, że cywilizacji "zachodu" już nie ma. Być może tak jak w filmach katastroficznych ludzkość będzie się pomału odradzać od zera... O ile przeżyje choć dwoje ich przedstawicieli....
Pamiętam jeszcze lęk przed wojną atomową, filmy pokazywane w szkole, budowanie schronów przeciwatomowych i instrukcje, co należy zrobić w przypadku alarmu. Mam do tej pory przed oczami zdjęcia grzyba atomowego, a w pamięci relacje z bombardowania Hiroszimy i Nagasaki. Pomimo awarii elektrowni atomowych wiele osób uważa, że to najbezpieczniejsze i najczystsze źródło energii...
Lęk pomimo zapewnień o bezpieczeństwie pozostaje. Wiem, że rozwoju nie da się zatrzymać, ale dlaczego to co dobre wyrzucamy na śmietnik, a doświadczenia z przeszłości są starannie zamazywane...
Trwa wyścig szczurów, jest to sposób na życie, tylko dlaczego po kilku latach człowiek czuje się tak mocno wypalony i tak naprawdę nie ma żadnego celu, ani pomysłu na życie...
Jestem w stanie zrozumieć ludzi, którzy rezygnują ze wszystkiego co osiągnęli i wycofują się zupełnie ze swojego dotychczasowego życia, przewartościowując je całe... Dzieje się to zwłaszcza w obliczu śmierci, gdy człowiek zdaje sobie sprawę z tego jak kruche jest jego życie...

wtorek, 24 września 2013

przeziębienie

Dopadło mnie jakieś przeziębienie. Niby niewielkie i niby nic specjalnego, ale jednak odbiera siłę  i energię. Nic mi się nie chce, kompletnie nic, w głowie pustka. Mam dreszcze, fatalnie reaguję na światło. Nie chce mi się nic pisać, nic czytać, ani nic oglądać. Mam nadzieję, że szybko wyzwolę się z tego marazmu. Ty, bardziej, że życie wokół mnie w miejscu nie stoi, tylko toczy się z prędkością ekspresu....

czwartek, 19 września 2013

Jesienna deprecha



Jesienna deprecha"
wykonawca : Kury

 

 

 

 

 

 

 Mam znowu doła
Znów pragnę śmierci
Wracają stare lęki
I nie mogę w nocy spać

Ból przemijania
Choroby, wojny, rozpacz
Wszystkie ciemne strony życia
Dręczą mnie ach kurwa mać

Brazylijski serial już nie cieszy jak kiedyś
Nawet seks jest banalny i nie kręci mnie
Może jestem nienormalny, za krótko byłem w wojsku
Może w lecie jakiś komar adidasa sprzedał mi...

Mam znowu doła
Znów pragnę śmierci
Wszystkie formy samobója
Przed oczyma stają mi

Sam już nie wiem co robić mam
Nie chcę dłużej smażyć tłuczonego szkła
Mam już dość leżenia pod kałużą
Ratuj mnie jesienny mały boże

wtorek, 17 września 2013

home, sweet home :)

Kocham podróże, ale tak samo mocno jak kocham wojaże, kocham powroty do domu. Dobrze, że mam miejsce, gdzie mogę powrócić, swoje cztery kąty, rodzinę, zwierzaki - miejsce, do którego tym chętniej powracam, im częściej mnie w nim nie ma:D
Po długiej podróży powróciłam do domu. Mój wyjazd do Londynu jawi mi się bajką. Inny świat, inna kultura, inni ludzie. Londyn to ogromny konglomerat ludzi, miejsc... Jestem jeszcze nastawiona na inne życie, ruch prawostronny to jeszcze coś dziwnego, ale szybko się przestawię. Inną ciekawostką dotyczącą ruchu drogowego jest fakt, że w Wielkiej Brytanii nie ma obowiązku włączania świateł drogowych, tak jak u nas. Można przechodzić na czerwonym świetle, tyle tylko, że jest to na ryzyko pieszego, jeśli cokolwiek się stanie, to jego wina. Ludzie tam są ogromnie zdyscyplinowani, jak schody ruchome, to jedziemy po prawej stronie, a jeśli komuś się śpieszy, to ma lewą stronę wolną i może się szybciej przemieszczać. U nas na schodach staje się na całej ich szerokości i nikogo nie przepuszcza. Kiedyś Wojciech Cejrowski, tak, tak ten podróżnik ujął to tak : w większości krajów (ale nie w Polsce) schody (ruchome przede wszystkim) służą do chodzenia jak sama nazwa wskazuje, a u nas ... do jeżdżenia:D Przydałaby się nam odrobina tamtej kultury. U nas, w środkach komunikacji zbiorowej wszyscy trzymają się jak najbliżej drzwi, a tam tłumy wchodzą do metra (bardzo szybko, bo drzwi nie są zbyt długo otwarte, w końcu następne przyjedzie w ciągu kilku minut), nikt nie zatrzymuje się w wejściu, każdy wchodzi i albo w prawo, albo w lewo. Dzięki temu wchodzenie jest naprawdę szybkie i bardzo wiele osób się mieści w pojedynczym wagonie. Londyńczycy są bardzo cierpliwi. Szliśmy dużą grupą i niejednokrotnie nasze przechodzenie przez ulicę trwało dużo dłużej jak świeciło się zielone światło. Nie zdarzyło się, żeby samochody na nas trąbiły, czy na nas wjeżdżały. Wszyscy cierpliwie czekali. Jedyną ulicą, na której słyszałam trąbienie to Oxfort Street - największa ulica handlowa w Londynie, na której jest ponad 300 sklepów. Muszę wreszcie przejrzeć zdjęcia i choć kilkoma urozmaicić moje wpisy. Ale to już nie dziś. Dziś najważniejszy jest dom:)

sobota, 14 września 2013

Londyńskie metro

Metra mam na jakiś czas dość:D Codziennie ponad 40-osobowa grupa prowadzona przez znakomitego, nie boję się tego słowa użyć:D przewodnika, biega (dosłownie, no prawie dosłownie) po metrze, od jednego peronu do drugiego. To nieprawdopodobne jak dobry przewodnik potrafi zorganizować przemieszczanie się po Londynie. Schodzimy do metra, mamy za zadanie rozciągnąć się jak najszerzej, żeby grupa nie kierowała się do jednego wejścia do wagonu metro, a do kilku, przewodnik krzyczy jeden przystanek (czasami 5, za każdym razem inna ilość). Nadjeżdża metro, każdy wchodzi, gdzie najbliżej, metro dojeżdża na odpowiedni przystanek, wysiadamy, stajemy pod ścianą, przewodnik idzie na przód grupy, krzyczy idziemy, cała grupa za nim.


Udajemy się na kolejny peron, tak jak dziś po schodach zwykłych, ruchomych, potem jakieś przejście, znowu schody ruchome, schody zwykłe i peron. Odpukać całą grupa karnie go słucha, nie ma żadnych problemów z przemieszczaniem się. To trzeba przeżyć, bo żadne słowa nie oddadzą tej atmosfery :D







Tu w Londynie jeździłam już kolejką podmiejską,
metro to codzienność ,













autobusem piętrowym












i pływałam statkiem po Tamizie.




Czas mija jak zaczarowany. Jutro już powrót, a raczej wyjazd z Londynu.
Nauczyłam się naprawdę wiele, zobaczyłam jeszcze więcej. Szczęście jest na wyciągnięcie dłoni, wystarczy wyciągnąć po niego rękę. Ja po swoje szczęście sięgam :D

piątek, 13 września 2013

Londyn

Mnóstwo wrażeń, mnóstwo nowości, wiele rzeczy, które dziwią, ciekawią, zastanawiają, czasami powodują uśmiech na twarzy. Przejazd kanałem La Manche - nowość dla mnie totalna. Wyobrażałam sobie, że to taka sobie podróż, ot przejazd samochodem tunelem. Gdzie tam :D Autobus (samochód) wjeżdża na platformę, właściwie do wagonu towarowego, jest zamknięty z obydwóch stron , niewiele szerszy od autokaru. Można siedzieć w środku, a można wysiąść z niego. Zdecydowanie polecam tą drugą opcję :)W autokarze jest duszno, klimatyzacja wyłączona, a w wagonie zdecydowanie lepsze powietrze ;)
Ponieważ byłam w pierwszym wagonie, więc odwiedziłam też toaletę, która jest w pierwszym i ostatnim wagonie. Dziś jeszcze zdjęć nie będzie, bo nie zgrałam, a swoje odczucia piszę w bardzo krótkiej, wolnej chwili, ale zdjęcia mam. Kilka słów o kanale : ma 50 km, a 38 km jest pod dnem morskim. Połączył kontynent z wyspami w 1994 r. ale sam pomysł padł już prawie 200 lat wcześniej. Zastanawiano się również nad budową mostu łączącego Francję i Wielką Brytanię, ale ten pomysł upadł. W zasadzie nie jest to jeden tunel, a trzy. Pociągi jadą dwoma tunelami, każdy w innym kierunku, tak, że nie ma możliwości, żeby się zderzyły. Środkowy tunel z kolei służy do ewakuacji. W razie, gdyby taka konieczność nastąpiła jest możliwość do przejścia środkowego tunelu i ewakuacji w kierunku bliższego wylotu. Tunel został otwarty przez królową Elżbietę II oraz prezydenta Francji Francois Mitterranda. Dodam jeszcze, że przejście graniczne w Unii Europejs kiej przed wejściem na prom jest bez porównania łatwiejsze niż przejście między Polską a Ukrainą. Wysiedliśmy z autokaru, sprawdzono nam dokumenty (d.os, paszporty), mnie zapytał się urzędnik czy jestem nauczycielką, po odpowiedzi, że nie sam stwierdził, że jadę jako opiekun młodzieży, potwierdziłam i to był już koniec kontroli. Miło i sympatycznie.
Mój angielski jest mocno szkolny, więc nadsłuchiwałam uważnie jak mówią obok mnie Brytyjczycy. Nie jestem jeszcze osłuchana, ale myślę, że tydzień pobyty wśród samych tuziemców i myślę, że spokojnie bym sobie poradziła. Mój angielski nie jest zły :D próbuję poczytywać gazety londyńskie (są darmowe wydania, tak jak u nas metro na przykład, zresztą tutaj też jest metro) i z czytaniem nie ma problemów. Brakuje mi trochę słownictwa, ale to nie problem, bo można z kontekstu się zorientować co może oznaczyć brakujące słowo :)
oj... mnóstwo wrażeń. Ludzie - temat rzeka.Jest tu mnóstwo narodowości, wiele kolorów skóry.  Zależy od tego w jakiej części miasta jesteśmy. jest tu wiele muzułmanek - bardzo łatwo je zauważyć, są i kobiety całkowicie zakryte jak i kobiety z zakrytymi włosami, ale na przykład w dżinsach i eleganckiej bluzce. Konglomerat kultur, osobowości. Szkoda tylko, że deszcz pada, ale taka mżawka jest typowa dla Londynu, więc pozostaje jedynie zaakceptować ten fakt i nie marudzić:D

niedziela, 8 września 2013

zmiana planów

Kiedyś już to pisałam, ale napiszę raz jeszcze, jeśli coś zaplanuję, zazwyczaj są jakieś zmiany. Tak samo tym razem. Miałam jutro jechać do Bratysławy... Bilety kupione, Nocleg zamówiony...
Nie jadę, za to jadę jako pilot wycieczki do Londynu :D Yupi!!! Cieszę się. Pozwolę sobie tutaj wkleić post, a właściwie nawet kilka z mojego poprzedniego bloga, zdecydowanie pasuje i wyjaśnia skąd wyjazd pilocki :)
Powracają wspomnienia ...

2.10.2010
Lubię spełniać swoje marzenia, nawet, jeśli na ich spełnienie trzeba czekać wiele lat. Poza moimi spełnionymi marzeniami pozostało mi jeszcze trochę do zrobienia.

12.10.2010
 Mam swoje małe i duże pasje. Realizuję swoje marzenia. Ale nie mam do końca odwagi, żeby je wszystkie zrealizować. Ba, ten mój blog to taka moja mała nieśmiała próba przełamania stereotypu, że jestem nieśmiała. Ale czy tylko stereotypu? Najlepiej czuję się w samotności, na samotnym wypadzie, gdy nikogo nie ma w domu. Osoby, które mnie znają byłyby zdziwione czytając te słowa. Przecież bywam duszą towarzystwa. Nie należę do osób nieśmiałych. Na zewnątrz. Tam gdzieś wewnątrz mnie siedzi ktoś, kto potwornie się boi. Boi się odrzucenia, boi się ośmieszenia, boi się braku akceptacji. Sprawdzam się sama czasami w przeróżnych sytuacjach. Czasami wymagających sporej dozy samozaparcia. Takie sprawdziany powinny uśpić drzemiącego we mnie demona własnego niedowartościowania. Niestety nie mogę się go pozbyć. Te wszystkie myśli nasunęły mi się po przeczytaniu kilku artykułów na temat pana Władysława Grodeckiego. Wspaniałego podróżnika. Niesamowitego optymisty i bardzo ciekawego człowieka. Powiedział on kilka naprawdę wartych zapamiętania , przynajmniej dla mnie, zdań, które pozwolą mi na spełnienie mojego wielkiego marzenia. Podróży dookoła świata.
Jego przykazania podróżnika, chciałabym, żeby zostały i moimi przykazaniami, a raczej niektóre z nich, takie, które chciałabym dopasować do siebie, to:
1. Być młodym - bez względu na wiek (duszą i sercem mam wiecznie osiemnaście lat i tego będę się trzymać)
2. Mieć marzenia (mam marzenia i konsekwentnie je realizuje, na razie te małe malutkie, choć nie do końca, bo posiadanie wspaniałych dzieci, czy budowa własnego domu to nie takie drobne marzenia, a przecież już spełnione, teraz jest pora na realizację kolejnych marzeń, początek zrobiony, wierzę że moja podróż dookoła świata pomimo wielkiego sceptycyzmu otaczających mnie osób dojdzie do skutku, zrealizuję swoje największe marzenie)
3. Być odważnym i zdeterminowanym (determinacji mi nie brakuje, ale odwagi czasami niestety i owszem, może to się zmieni, jeśli wszystkie dzieci będą samodzielne, dlatego, że na razie jestem jeszcze za nie odpowiedzialna. To jest powód, dla których nie jestem w stanie zaryzykować i zerwać wszelkich więzów z otaczającym mnie światem)
4. Być uczciwym, koleżeńskim, przyjaznym. (Jestem)
5. Posiadać jak najwięcej umiejętności, nie tylko językowych (tu jest problem, językowych umiejętności niestety tez nie mam:(  )
6. Mieć czas, trochę pieniędzy i trochę przyjaciół na świecie (to jest problem. Czasu na razie brak, pieniędzy w ogóle nie mam, a i przyjaciół w szerokim świecie nie ma....)
7. Chcieć żyć czyli opanować sztukę przetrwania w trudnych warunkach. (Moja wola przetrwania jest ogromna, żyję po to, żeby realizować swoje marzenia, Przetrwać też umiem. Bywało, że świat walił się na głowę, wydawało się, że to beznadziejna sytuacja, a ja... cóż.. człowiek upada po to, żeby móc powstać. Ja wstaję. Silniejsza, mocniejsza. Podnoszę głowę jeszcze wyżej i idę dalej. Bez względu na trudności...)

8.11.2010
Padam na nos. Nie dość, że od września chodzę do szkoły (policealnej, obsługa ruchu turystycznego), to jeszcze znalazłam pracę i szkolę się od zeszłego wtorku po 8 godz dziennie. Wczoraj i przedwczoraj miałam zjazd w szkole, więc nie miałam ani chwili odpoczynku. Do tego jeszcze mam kilka prac zleconych i po prostu brak czasu na wszystko. Na sen przede wszystkim. Nie wiem jak z tym wszystkim wyrobię. Jeden z wykładowców powiedział, że napisałam świetną pracę semestralną, że tak dobrej jeszcze chyba nie widział. Dzięki takim słowom odzyskałam wiarę w siebie i siłę do dalszej walki o realizację moich marzeń. Jeszcze dwa dni, potem odpocznę od nauki. Teraz mam za zadanie zorganizowanie wyjazdu. Nie wiem jak się do tego zabrać, nie wiem z któej strony ugryź :( Będę się uczyć organizacji wycieczek, ale na ten moment jestem zielona jak trawka na wiosnę... Ziewam tak, że połkłabym słonia....

1.03.2011
Nowy miesiąc - nowe wyzwania...
Zaczął sie już drugi semestr szkoły, pierwszy na szczęście zakonczyłam z sukcesem. Cieszy mnie ta szkoła, cieszą mnie zajęcia. W tym semestrze przede mną geografia turystyczna Europy (oj będzie ciężko, będzie), język angielski w turystyce (moje słownictwo kuleje potwornie), informatyka w turystyce (wszystko okaże się w praniu) i obsługa ruchu turystycznego (zuełnie nowy temat dla mnie). Miałam już zajęcia, wszystkie bardzo ciekawe. Niemniej jednak jestem pełna obaw, czy dam radę. W tym semestrze jeszcze czekają mnie praktyki. Jeszcze nie wiem jak uda mi się je pogodzić z pracą. Dam radę. Powtarzam sobie te słowa jak mantrę. Wierzę w to, że zrealizuję swoje marzenia. W przyszłym tygodniu jadę na targi turystyczme w Berlinie. Nigdy w Berlinie nie byłam, więc cieszę się już na samą myśl, że jadę. Do tego targi w Berlinie są jednymi z trzech największych targów turystycznych na świecie. Poza Berlinem tak duże targi odbywają się jeszcze tylko w Honkongu i San Francisco (czasami Los Angeles). Będzie reprezentowany każdy region świata, więc będę mieć przegląd praktycznie całego świata. Co tu dużo mówić... już czuję przedsmak wielkiej przygody, która na mnie czeka... Bo przecież już za kilka lat będę wolna od wszelakich obowiązków i wtedy wyruszę w wielką podróż mojego życia, spełnię swoje marzenia i zwiedzę cały świat...

3.03.2011
Słucham dziś przez prawie cały dzień piosenki Budki Suflera " Niewidzialni".
Niesamowite słowa...
Jakże trafnie oddają marazm i bezczynność wielu ludzi...
Zamiast narzekać, spróbujmy coś zrobić...
Zamiast czekać bezczynnie... spróbujmy wyjść naprzeciw naszym marzeniom...
Ja jestem z każdym dniem coraz bliższa ich spełnienia...
zapalam chociaż świeczkę... zdejmuję kamień ...

16.03.2012
założeniem bloga było śledzenie zmian w moim życiu, więc tak w telegraficznym skrócie, żeby mi zbyt wiele nie umkło :D Jestem na czwartym, ostatnim semestrze studium kierunek "obsługa ruchu turystycznego", skończyłam kurs "animator czasu wolnego", uczęszczam na kurs pilota wycieczek, zrzuciłam w ciągu 3,5 miesiąca ponad 20 kg wagi (strasznie mi się szyja zaczyna marszczyć i na buzi wychodzą zmarszczki - troszkę późno się wzięłam za to moje odchudzanie, powinnam to zrobić kilka lat wcześniej, ale co tam, tona kremu na twarz i będzie lepiej:D); w niedzielę wyjeżdżam do Pragi (hurrraaa) , wracam w czwartek, w przyszłym miesiącu Słowacja... Nie da się ukryć, że rodzinę zostawiłam odłogiem, mam czasami wyrzuty sumienia, ale... dzieci są już duże... Jeśli teraz nie będę realizować swoich marzeń, to kiedy? Zostawiam te teoretyczne rozważania. na razie moje plany kończą się na czerwcu. Wtedy skończę szkołę, kurs pilota i pewien etap w swoim życiu związany z odchudzaniem :D Co będzie dalej... nie wiem :D ale na pewno coś wymyślę :D o, już wiem... będę szukać pracy w sektorze turystycznym :D ale to jeszcze przede mną... jutro do pracy, ten czas potwornie szybko mija... Oby tylko nie przepływał między palcami :D Słoneczko wyszło, dzisiejszy dzień był przepiękny :D Sarenki za ogrodzeniem, motyle na balkonie :D wiosna :D wiosn a:D cieplejszy wieje wiatr :D


30.05.2012
Dwa lata spędziłam w szkole.... 4 semestry... Gdy kierowałam kroki na swoje pierwsze zajęcia zastanawiałam się, co ja właściwie tu robię... sami młodzi ludzie i ja... Nie cofnęłam się, minęły dwa lata. Z perspektywy tego czasu muszę stwierdzić, że była to dwa lata z wspaniałymi ludźmi. Zarówno wykładowcami, jak i z koleżankami i kolegami ze szkolnej ławy... Nie wszyscy dotrwali do końca, kilka osób wydłużyło swój pobyt w szkole o jeden semestr... Niezwykłe wykłady, uświadomienie sobie, że moja wiedza jest tak naprawdę zerowa...  Niezapomniana wycieczka do Pragi i do Berlina... Przede mną jeszcze egzaminy na technika. Za mną .... ważna część mojego życia. Zapewne uronię jeszcze łezkę na zakończenie .... na pożegnanie... tose ne wrati... Warto było :D kolejne marzenie zrealizowane... kolejny krok do spełnienia następnego...

31.08.2012
Dzień niezwykły, bo czyż mogę nazwać zwykłym dzień, na który czekam od ponad dwóch miesięcy? :D
Długo czekałam na wyniki egzaminu na technika ruchu turystycznego, wyniki są, dyplom już odebrałam:D Cieszę się bardzo, mam ponad 90% zarówno z teorii jak i z praktyki :D Cieszę się jak dziecko :D Teraz tylko muszę wreszcie zacząć szukać pracy w turystyce, co jest moim marzeniem od wielu lat...
reasumując:
technik obsługi turystyki
pilot wycieczek
animator po kursie
przedstawiciel handlowy małej firmy
do tego długoletnia praktyka w bezpośredniej obsłudze klienta - to są moje mocne argumenty, teraz tylko muszę napisać cv, poszukać firm, które mogłabym zainteresować swoją osobą, napisać listy motywacyjne i zacząć realizować kolejne marzenie... praca w turystyce:D
uda się, nie przyjmuję żadnej innej możliwości do wiadomości. Na pewno wcześniej, czy później znajdę firmę, która potrzebuje dobrego pracownika, która postawi na doświadczenie, zaangażowanie, zapał i nie będzie poszukiwać 20 - latki ze znajomością 10 języków obcych, 10 - letniej praktyki i 10 fakultetów :D
A może ktoś z czytających te słowa jest przedstawicielem firmy, lub ma jakieś ciekawe propozycje? :D wszystkie mile widziane:D

6.09.2012
Kolejny dobry dzień

Otrzymałam dziś wreszcie legitymację i identyfikator pilota :) Od dziś mogę oficjalnie pilotować wycieczki... Kolejne moje marzenie spełnione... Jak dobrze jeść życie małymi łyżeczkami i brać z niego to , co najlepsze:D
Polecam swoje usługi jako pilot wycieczek :) Jeszcze z niezbyt dużym bagażem doświadczenia pilockiego, ale z dużym zapałem, ogromnymi pokładami energii i sporą dozą doświadczenia życiowego:)
Jakie będą następne kroki w moim życiu ? hm... zastanawiam się nad ukończeniem szkoły dwuletniej z kierunkiem opiekuna osoby starszej... Z tym zawodem znajdę pracę na całym świecie. A przecież przede mną jeszcze jedno, moje największe niespełnione marzenie, podróż dookoła świata. Jeszcze nie teraz, jeszcze 5, może 6 lat, aż najmłodsze dzieci się usamodzielnią (czyli skończą szkołę i zdobędą zawód). Dlatego teraz mam czas na to, żeby przygotować się najlepiej jak mogę. Od strony zdobycia funduszy na podróż również. Wymyśliłam sobie, że będę kilka miesięcy pracować (stąd mój pomysł na tą szkołę), zarabiać na kolejne etapy podróży, znów kilka miesięcy pracy i kolejny etap podróży. Mam jeszcze tydzień lub dwa na zastanowienie się i podjęcie decyzji, do której szkoły pójdę, bo tak naprawdę decyzja o zdobyciu kolejnego zawodu w mojej podświadomości jest już podjęta... Chciałabym jeszcze przez te kilka lat podszlifować mój angielski i marzą mi się podstawy hiszpańskiego. Ale dopóki pracuję na zmiany, dopóty nie bardzo mam możliwość uczęszczania regularnie na kurs języka, a nauka w domu języka, którego się nie mam podstaw w zasadzie mija się z celem.
Tak więc plan na dziś :
zmiana pracy
szkoła
nauka hiszpańskiego
całkiem sporo tego :D ale nie bez możliwości realizacji :D

14.09.2012
Czasami trudno podjąć decyzję, a jeszcze trudniej podjąć kroki w kierunku realizacji tej decyzji. Decyzję podjęłam już jakiś czas temu, pora wreszcie zmienić pracę (obecnie pracuję przez agencję pracy tymczasowej - umowa odnawiana co miesiąc), chciałabym pracować w branży turystycznej. Z wiekiem coraz trudniej podejmuje się takie decyzje. Pamiętam, jak zaczynałam, jak poszłam do swojej pierwszej pracy to marzyło mi się, że tak jak mój tata przepracuję w jednej firmie od początku kariery w pracy aż do emerytury. Życie zweryfikowało te plany. Kilkukrotnie zmieniałam pracę, z różnych względów i teraz pora pomyśleć o kolejnej zmianie. Zdaję sobie sprawę, że łatwo nie będzie. Nie mam wykształcenia wyższego, nie mam 20 lat i nie znam 5 języków obcych. Ale co tam :D Wiara góry przenosi :D A ja wiem, że jestem naprawdę wartościowym pracownikiem i wierzę, że pracodawca zyska we mnie cennego i oddanego firmie pracownika. CV już wrzuciłam na kilka portali, kilka wysłanych bezpośrednio do ogłaszających się pracodawców. Pora teraz śledzić ogłoszenia, wysyłać dalej cv i listy motywacyjne do pracodawców i uzbroić się w cierpliwość. Wcześniej czy później ktoś doceni moje doświadczenie i zaangażowanie :D czas... ok. pół roku... mam nadzieję, że nie dłużej.
Chciałam zapisać się na kurs opiekuna osoby starszej, niestety w szkole, do której chciałam iść jest przesunięty nabór na luty. Zbyt mało chętnych. Mam dylemat, czy czekać aż otworzy się kierunek w sprawdzonej szkole, czy szukać czegoś innego i zacząć już teraz ... mam czas na podjęcie decyzji do jutra, bo muszę podać dyspozycyjność na następny miesiąc.
Jeszcze jedna rzecz mnie gnębi :D Mam już legitymację pilocką tylko brak mi kopa motywacyjnego, żeby zacząć jeździć jako pilot. Faktem jest, że ostatnio nie bardzo miałam nastrój do szukania czegokolwiek, ale pomału moje nastawienie się zmienia i zaczynam z powrotem nabierać energii. Otrzymuję już oferty z jednego miejsca, ale na razie dotyczą one wyjazdów z innych miast, czasami bardzo odległych i jak na początek są za bardzo wymagające doświadczenia. Poza tym jak zwykle, najtrudniejszy pierwszy krok...
Dam radę!!! Wierzę w siebie. Lubię wyzwania i nie po ty kończyłam kursy i zdobywałam certyfikaty i dyplomy, żeby się teraz cofnąć, zaraz na początku swojej drogi :)

16.11.2012
Już od dawna przymierzałam się do zrobienia kursu z języka angielskiego i zdania egzaminu FCE. Zdawałam sobie sprawę, że mój angielski pozostawia wiele do życzenia. Wreszcie się zdecydowałam, Wczoraj poszłam do Empik-u i napisałam test sprawdzający , na który poziom się kwalifikuję. To było miłe zaskoczenie :D okazało się, że kwalifikuję się do nauki na poziom B2, czyli dość wysoko. Po raz kolejny okazało się, że sama siebie nie doceniam. Hm... nie wierzę w swojej możliwości i tyczy się to wszelakich treści w moim życiu. Są osoby, które mnie popychają swoją wiarą we mnie do przodu, bo przecież, nie mogę kogoś zawieść i idę do przodu pomimo braku wiaru w to, że się uda... Co mogę dodać... kolejne wyzwanie, dam radę. Skoro test tak dobrze mi wyszedł, mogę we wszelkich cv wpisywać znajomośc języka angielskiego na poziomie B1; Znow krok do przodu :D

1.01.2013
Postanowienia noworoczne - brak typowych postanowień noworocznych... Postanowiłam sobie brać z życia to, co ono mi daje, bez względu na to, czy są to chwile pełne radości, czy smutku. Życie staje się pełniejsze, bez względu na to, czy jestem szczęśliwa, czy cierpię. Gdyby nie ból, smutek, nie potrafiłabym cieszyć się drobiazgami. Każde doświadczenie wzbogaca, bez względu na jego stopień emocjonalny.
Rok poprzedni był dla mnie bogaty w wydarzenia, chcę pamiętać tylko te dobre, takie, które wspominane w chwilach zwątpienia pozwalają na podniesienie nosa do góry i uświadamiają, że życie jest piękne. Ukończona szkoła policealna, uzyskany stopień technika, ukończenie kursu pilotażu wycieczek, zakończonego zdanym egzaminem przed przedstawicielami Urzędu Marszałkowskiego, rozpoczęcie kursu języka angielskiego, wyjazd do Pragi, w Bieszczady... Ślub i wesele córki, kolejny ślub, ukończone odchudzanie, poprawienie sprawności fizycznej, znalezienie pracy przez syna, wspólna rodzinna wigilia, niezliczone rozmowy z rodziną... Gdybym miała odpowiedzieć na pytanie co właściwie jest dla mnie najważniejsze, to może banalnie, ale jednak dobry kontakt z moimi dziećmi. Są już dorosłe, a jednak spędzili Sylwestra z nami, mało tego, zaprosili jeszcze swoich znajomych i świetnie się bawiliśmy. Na myśl, że niedawni nastolatkowie (22 i 20 lat), którzy jeszcze tak niedawno mówili, że rodzice ich ograniczają, że oni wszystko wiedzą lepiej i w ogóle to przytulenie się do mamy jest dziecinne sami przychodzą do mnie, nie zamykają się w swoich pokojach, nie izolują się ode mnie .... serce rośnie. Takie właśnie chwile nizam na swój naszyjnik szczęścia, a potem wspominam, gdy jest mi źle i myślę, że nic mi się w życiu nie udaje... Moja pasja, podróże, w tym roku zeszła dość mocno na drugi plan. Chciałabym w tym roku troszkę to zmienić, ale na razie się na to nie zanosi. Może udadzą mi się jakieś krótkie, jedno, dwudniowe wyjazdy.
Moje plany... chciałabym rozpocząć kurs/szkołę opiekuna osoby niepełnosprawnej/starszej - w przyszłości ten zawód pomógłby mi bardzo na trasie mojej wymarzonej podróży dookoła świata. Opiekunka zawsze jest potrzebna. Praktykę zarówno z dziećmi, jak i z osobą dorosłą mam, a nie zaszkodzi troszkę teorii i jeszcze praktyki...
Z marzeń.... jeszcze żeby drugi syn znalazł pracę, która pozwoli mu na samodzielne funkcjonowanie, a moje "maluchy" (to już nastolatki, a nie maluchy, ale dla całej rodziny pozostaną maluchami) uczyły się dalej tak dobrze, jak teraz... a poza tym :D oby życie dało mi przynajmniej tyle samo radości w tym roku co w zeszłym i żeby czas był dla mnie  łaskawy, i takie właśnie  życzenia przekazują również wszystkim czytelnikom tego wpisu :d
Dużo uśmiechu, optymizmu, mocy, by podnieść się po upadku, umiejętności cieszenia się z drobiazgów i docenienie tego co mamy :D

13.04.2013
Nareszcie!!!!
Wiosna!!!
Czuję ją całą sobą, każdym skrawkiem ciała i umysłu :)
Odzyskałam energię, chęć życia, spełnienia...
Dziś zrobiłam kolejny krok ku marzeniom, uczęszczam na dwudniowy kurs rezydenta, w poniedziałek zaczynam wysyłać cv do firm turystycznych. Czas pokaże,co będzie dalej.
Aż trudno uwierzyć, że aż tak wiele dzieje się wokół mojego domu, w moim środowisku. Wystarczy się rozejrzeć, żeby zobaczyć szukające partnerki ptaki. Rozśpiewane, zajęte poszukiwaniami... Można do nich podejść na odległość kilku kroków i nawet nie zwrócą uwagi na człowieka.
Zwierzęta nauczyły się żyć w środowisku ludzi, szukać wśród nich pożywienia. Dlatego wygląd dzikich zwierząt w środku miasta pomału przestaje dziwić.


8.09.2013
Podsumowanie :D
Już od dawna przymierzałam się do przeniesienia przynajmniej części postów, kilka przeniosłam tutaj. Wróciły wspomnienia, popatrzyłam troszkę innym okiem na ostatnie dwa lata.
Podsumowując :
Ukończona dwuletnia szkoła policealna o kierunku Obsługa Ruchu Turystycznego
Uzyskany tytuł technik Obsługi Ruchu Turystycznego
Uprawnienia pilota wycieczek
Ukończony kurs j. angielskiego w Empik-u na poziomie B1
Ukończony kurs animator czasu wolnego
Ukończony kurs rezydenta
Praca - poszukiwana, dwa miesiące temu zrezygnowałam z pracy w call center
Praktyka w zakresie obsługi klienta

Teraz wyjazd stażowy do Londynu jako pilot wycieczek, przygotowuję się do niego bardzo solidnie.
Ten wyjazd pokaże praktycznie, czy jest to praca dla mnie, czy też mam porzucić swoje plany zawodowe i usiąść za biurkiem, czy też to moje marzenia się spełnią,

Jestem szczęśliwa:) Wierzę w siebie!!!!

czwartek, 5 września 2013

wygrana książka

Dostałam dziś informację, że wygrałam książkę Czarnobyl Baby. Już się nie mogę doczekać, kiedy ją dostanę i przeczytam, Recenzja na blogu jest bardzo interesująca. Tak jak napisałam w komentarzu słowo Czarnobyl wywołuje we mnie niepokój. Chciałabym tam pojechać, być może kiedyś... Z jednej strony strach, przecież promieniowanie, pogłoski, że sarkofag, który zabezpieczał atmosferę przed promieniowaniem jest nieszczelny - miał powstać nowy, ale nie wiem na jakim etapie są prace, czy w ogóle są kontynuowane, a z drugiej ciekawość - jak wygląda opuszczone miasto po katastrofie. Nie jest to jedyna katastrofa elektrowni jądrowej - kolejna tragedia w Japonii.
W poszukiwaniu źródeł energii człowiek wykorzystuje siły, nad którymi nie panuje. W końcu sami siebie zniszczymy... albo matka Natura pozbędzie się rasy ludzkiej z Ziemi - Jesteśmy strasznymi szkodnikami, nie żyjemy w zgodzie z naturą, wyrywamy ziemi jej bogactwa, nie dając nic w zamian....
Po przeczytaniu książki postaram się napisać kilka słów na jej temat.
A z wygranej bardzo się cieszę :)
Słowo Czarbyl do dziś wywołuje u mnie niepokój, chciałabym jechać, by pokonać ten lęk. Pamiętam czas, gdy zaczęły dochodzić niepokojące wieści o katastrofie, nie wierzyłam, że to prawda. Mój wyjazd tam to po trosze rozliczenie się z przeszłością a jednocześnie zaspokojenie mojej ciekawości miejsca, w którym nigdy nie byłam, ale o którym wiele słyszałam. - See more at: http://www.mywanderlust.pl/2013/08/czarnobyl-baby-ksiazka-do-wygrania.html#sthash.60fOcj8G.dpuf
Słowo Czarnobyl do dziś wywołuje u mnie niepokój, chciałabym jechać, by pokonać ten lęk. Pamiętam czas, gdy zaczęły dochodzić niepokojące wieści o katastrofie, nie wierzyłam, że to prawda. Mój wyjazd tam to po trosze rozliczenie się z przeszłością a jednocześnie zaspokojenie mojej ciekawości miejsca, w którym nigdy nie byłam, ale o którym wiele słyszałam. - See more at: http://www.mywanderlust.pl/2013/08/czarnobyl-baby-ksiazka-do-wygrania.html#sthash.60fOcj8G.dpuf
Słowo Czarnobyl do dziś wywołuje u mnie niepokój, chciałabym jechać, by pokonać ten lęk. Pamiętam czas, gdy zaczęły dochodzić niepokojące wieści o katastrofie, nie wierzyłam, że to prawda. Mój wyjazd tam to po trosze rozliczenie się z przeszłością a jednocześnie zaspokojenie mojej ciekawości miejsca, w którym nigdy nie byłam, ale o którym wiele słyszałam. - See more at: http://www.mywanderlust.pl/2013/08/czarnobyl-baby-ksiazka-do-wygrania.html#sthash.60fOcj8G.dpuf
Słowo Czarnobyl do dziś wywołuje u mnie niepokój, chciałabym jechać, by pokonać ten lęk. Pamiętam czas, gdy zaczęły dochodzić niepokojące wieści o katastrofie, nie wierzyłam, że to prawda. Mój wyjazd tam to po trosze rozliczenie się z przeszłością a jednocześnie zaspokojenie mojej ciekawości miejsca, w którym nigdy nie byłam, ale o którym wiele słyszałam. - See more at: http://www.mywanderlust.pl/2013/08/czarnobyl-baby-ksiazka-do-wygrania.html#sthash.60fOcj8G.dpuf
Słowo Czarnobyl do dziś wywołuje u mnie niepokój, chciałabym jechać, by pokonać ten lęk. Pamiętam czas, gdy zaczęły dochodzić niepokojące wieści o katastrofie, nie wierzyłam, że to prawda. Mój wyjazd tam to po trosze rozliczenie się z przeszłością a jednocześnie zaspokojenie mojej ciekawości miejsca, w którym nigdy nie byłam, ale o którym wiele słyszałam. - See more at: http://www.mywanderlust.pl/2013/08/czarnobyl-baby-ksiazka-do-wygrania.html#sthash.60fOcj8G.dpuf

wtorek, 3 września 2013

Bardzo smutna piosenka retro - Pod Budą





tekst i muzyka : Andrzej Sikorowski
wykonanie : grupa Pod Budą










1. Lato było jakieś szare i słowikom brakło tchu
smutnych wierszy parę, ktoś napisał znów
smutnych wierszy nigdy dosyć, i zranionych ciężko serc
nieprzespanych nocy, które trawi lęk.

Ref.: Kap, kap płyną łzy, w łez kałużach ja i Ty
wypłakane oczy i przekwitłe bzy.
Płacze z nami deszcz i fontanna szlocha też
trochę zadziwiona skąd ma tyle łez

2 .Nad dachami muza leci muza ,czyli weny znak
czemuż wam poeci miodu w sercach brak?
Muza ma sukienkę krótką Muza skrzydła ma u rąk
lecz wam ciągle smutno, a mnie boli ząb.

Ref.: Kap, kap płyną łzy, w łez kałużach ja i ty
zapłakane oczy i przekwitłe bzy.
Płacze z nami deszcz i fontanna szlocha też
trochę zadziwiona skąd ma tyle łez.

poniedziałek, 2 września 2013

Majdanek

Wiele jest smutku w naszej historii, wiele miejsc, w których zatrzymuję się z zadumą i smutkiem, naznaczonych krwią i śmiercią. O jednym z takich miejsc chciałam dziś napisać.
Majdanek - niemiecki obóz koncentracyjny na terenie Lublina, budowany od jesieni 1941 r, miejsce śmierci ok. 80.000 osób. Więzieni byli tu zarówno mężczyźni jak i kobiety, ale nie brakowało również dzieci. Pochodzili prawie z 30 państw, przeważali Polacy i Żydzi. Obywatele Polski, Związku Radzieckiego i Czechosłowacji.
Obok Pomnik - Brama Walki i Męczeństwa symbolizujący granicę świata na wolności i zamknięcia stojący na miejscu bramy do obozu.
Z daleka obóz wygląda jak scenografia do filmu, kilkanaście baraków, wieżyczki strażnicze, ogrodzenie z drutu kolczastego -  i dopiero kiedy poznaje się historię jego powstania, kiedy czyta się wspomnienia więźniów zaczyna docierać, że jest to miejsce wielkiego cierpienia i wielkiej tragedi ogromnej ilości ludzi.
Więźniów transportowano pociągami towarowymi lub samochodami, a potem prowadzono do obozu.
Pozwolę sobie zacytować fragmenty relacji więźniów, one przemawiają najmocniej.
Mordechaj Sztrygler :"Przybyliśmy na Majdanek.Widać było, że tam, w dole wśród sieci drutów poruszają się ludzie.  Mnóstwo parkanów z drutów kolczastych odgradzało pole od pola, dzieląc świat na ogromne czworoboczne skrzynie. Zaczęto nas gnać krzywymi, zamaskowanymi dróżkami. Co parę minut otwierały się drzwiczki z drutu kolczastego, a za nami się z powrotem zatrzaskiwały. W końcu ujrzeliśmy ogromny goły plac, a tam tysiące wystraszonych ludzi.Jedni leżeli, inni w rozpaczy biegali z miejsca na miejsce."
Obóz koncentracyjny otaczało podwójne ogrodzenie z drutu kolczastego. Podłączone do niego były przewody wysokiego napięcia. Wzdłuż ogrodzenia była wydzielona tzw strefa śmierci, na którą nie wolno było wchodzić więźniom. Zarówno przy wejściu jak i wzdłuż ogrodzenia postawiono wieże strażnicze. Wartownicy, którzy w nich pilnowali więźniów byli wyposażeni w reflektory i karabiny maszynowe.

Obok tzw. kabina esesmańska.
Jerzy Kwiatkowski :  "Nadchodzi kilku esesmanów i każą nam wejść do pustego baraku. Tam musimy się szybko rozebrać i trzymać w ręku wszelkie przedmioty wartościowe oraz odzież. Stoimy nadzy i czekamy. Wywołani rozstają się ze swoimi ubraniami i zapasami żywności. Wreszcie każą nam przechodzić do łaźni. Nago i boso biegniemy po zamarzniętej ziemi do sąsiedniego budynku, oddalonego o około sto metrów. W zimnej szatni siedzi kilku fryzjerów, którzy strzygą nam włosy na głowie, wąsy, włosy pod pachami, na całym ciele."
Niemieckie obozy koncentracyjne sprzedawały włosy firmom przerabiającym je na filc i włókno wykorzystywane do celów przemysłowych.
Relacja Georga Gronera : "Więźniowie musieli przejść koło członków SS i byli wysyłani albo do  baraków łaźni, gdzie byli kąpani, następnie przebierani i rozdzielani na pola więźniarskie,  albo, jeśli byli starzy i chorzy stanąć z boku, gdzie musieli czekać, dopóki cały transport nie przejdzie przed komisją SS. Potem musieli udać się do przedsionka łaźni i tam się rozebrać. Zapędzono więźniów do małej kamiennej komory gazowej i zagazowano. O ile sobie dobrze przypominam, nie trwało do dłużej niż pięć minut i nie było już słychać żadnych krzyków."
Więźniowie, którzy przekroczyli bramy więzienia byli kąpani i dezynfekowani. Najpierw lodowaty prysznic, a później kąpiel w środku dezynfekcyjnym. W czasie pobytu w obozie rzadko organizowano kąpiel, dezynfekcję czy zmianę bielizny.
Relacja Andrzeja Stanisławskiego : "Nas pogoniono na mróz. Popędziliśmy nago i boso podczas siarczystego mrozu do baraku z tablicą łaźnia. Tępymi maszynkami ścięto nam resztki włosów, wepchnięto do brudnej sali. nagle z pryszniców chlusnęła lodowata woda - podniósł się wrzask, że zimna. Za parę sekund z sitek lunął ukrop wraz z kłębami pary. Chcieliśmy uciekać - nie było gdzie, zaś stłoczonych na skraju kijami i pejczami wganiano pod gotujący się prysznic. Za parę sekund znowu strumień lodowatej wody - byliśmy po kąpieli. Lecz zaaplikowano nam jeszcze dodatkową "kąpiel" tym razem w betonowej kadzi z karbolem. Nazywano to ironicznie "dezynfekującą kąpielą" i kijami pilnowano, żeby nikt się od niej nie wymigał".
Mordowano więźniów gazami trującymi (dwutlenkiem węgla lub cyklonem B). Większość osób zgładzonych w komorach gazowych było to Żydzi - głównie kobiety, dzieci i osoby starsze).
Buty ofiar "Akcji Reinhardt".
Mienie więźniów było odbierane przy wejściu do obozu, a oprócz tego w obozie w Majdanku były gromadzone również obuwie Żydów, których mordowano w obozach zagłady "Aktion Reinhardt". Przeglądano buty w poszukiwaniu złota i kosztowności, a następnie sortowano. Posortowane obuwie, podobnie jak i inne przedmioty wysyłano do instytucji niemieckich.
430 tysięcy par butów znaleziono tuż po likwidacji obozu.
Wspomnienia więźnia Doleckiego : "Po skończonym apelu, jeżeli nikogo nie brakowało, pada komenda, aby sformować komanda do pracy. Wtedy każdy więzień idzie do swojego komanda. Na polu pozostają chorzy i trupy oraz ekipa więźniów porządkowych. Zadaniem ich jest pozbierać trupy i odwieź do krematorium a chorych do szpitala, z którego prawie nikt nie wraca. My zostajemy odprowadzeni przez esesmana pod pryzmę kamieni, które kazano nam przenieść na inne, odległe o blisko kilometr miejsce. Przenoszenie cegieł i kamieni musi być robione w największym pośpiechu. Po parokrotnym zaniesieniu kamieni i powrocie czujemy się zupełnie wykończeni. Traga wypada z rąk. Stoi esesman z knutem i każdego, kto chciałby chociaż na chwilę wyprostować się.
Stefania Perzanowska : "Władze obozowe miały wypróbowane i ustalone metody, które szybciej i pewniej doprowadzały do wyniszczenia niż obozowa nędza. Była to metoda terroru i pastwienia się nad bezbronnymi kobietami. Bicie przy każdej okazji i bez okazji. Bicie pejczem po głowie na apelu, pięścią po twarzy, gumą lub laską na specjalnym koźle. Bili wszyscy. "
Na początku w dużej ilości baraków nie było żadnego wyposażenia. Więźniowie otrzymywali jedynie sienniki, które były rozkładane bezpośrednio ba podłodze lub gołej ziemi. Potem wstawiono prycze. Do przykrycia był cienki koc, a dziurawy barak był ogrzewany przez dwa małe piecyki.
Edward Karabanik : "nas umieszczono w jednym z bloków po prawej stronie pola. Barak ten nie był urządzony. Nie było ani pieca, ani światła, ani łóżek. Zajęliśmy się zatem urządzaniem go. Udaliśmy się do bloku celem pobrania koców, sienników, słomy i jakiejś porcji żywności. Dach bloku był zapadnięty, na skutek tego materiały znajdujące się wewnątrz
były przemoczone, wilgotne, a nawet mokre. Z innego bloku dostaliśmy łóżka drewniane trzypiętrowe. Do wyżywienia dano nam chleb bardzo niesmaczny, bo zmieszany z trocinamu drewnianymi i posłano nas po napój do kuchni polowej. Tam otrzymaliśmy czarną polewkę. Ta polewka i chleb były naszym śniadaniem. Pieca, jak wspomniałem, na bloku nie było. Temperatura, mimo, że na dworze nie było więcej jak -2 do -4 stopni Celcjusza, była ta sama i na bloku, a dziury w ścianach i brak szyb w oknach potęgowały oziębienie wewnątrz.
Krematorium - ciała więźniów przed spaleniem były sprawdzane, czy nie ma złotych zębów, protez.
Relacja Jerzego Kwiatkowskiego : "Ostatnio zaczynają do krematorium przyjeżdżać szare autobusy zatłoczone cywilami. Więźniów pracujących przy budowie VI pola wycofuje się wtedy z roboty i spędza do jakiegoś baraku, ale zawsze któryś się ukryje i podpatrzy. Koledzy opowiadają, że skazańcy muszą parami zbiegać do głębokich rowów, gdzie esesmani strzelają do nich z ręcznych karabinów maszynowych. Jeżeli samochód przywiezie zaledwie kilka osób, wprowadza się je do krematorium i rozstrzeliwuje w pomieszczeniu, gdzie leżą trupy czekające na swoją kolej do pieca."
Pomnik Walki i Męczeństwa - Mauzoleum, w którym złożono prochy pomordowanych więźniów oraz fragment Drogi Hołdu i Pamięci łączącej Mauzoleum z Bramą.
W tym miejscu zakończyłam spotkanie z przeszłością w Majdanku, ale moje myśli jeszcze długo krążyły wokół obozu.
Oddałam dziś głos byłym więźniom obozu, bo tylko ich słowa potrafią przekazać historię zawartą w każdym kamieniu tego terenu. Ich słowa były na tablicach w barakach na terenie niemieckiego obozu w Majdanku.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Lwów

Generalnie nie lubię jeździć grupowo. Zdecydowanie wolę samotne wycieczki. Chodzę sobie tam gdzie chcę i kiedy chcę. Nie jestem uzależniona od nikogo i od niczego. Ale czasami zdarzają się wyjątki. Tak jak teraz, w tym przypadku. Do Lwowa pojechałam z grupą zorganizowaną z kilku przyczyn. Pierwsza, że koszt przejazdu autokarem rejsowym i koszt przejazdu z grupą zorganizowaną był praktycznie taki sam, a stwierdziłam, że autokar wycieczkowy łatwiej przejedzie granicę. Może i łatwiej, kontrola naszego autokaru była naprawdę pobieżna zarówno w jedną jak i w drugą stronę, ale i tak staliśmy prawie 3 godz. zarówno w jedną jak i w drugą drogę. Podobno rzadko się to zdarza, ale jednak trafiło na nas. Tam staliśmy na granicy ukraińskiej, z powrotem na polskiej i w obydwóch przypadkach spowodowane było to tym, że przed nami stały autobusy wiozące ukraińskich pracowników do Czech. Na piechotę też nie warto przekraczać granicy, chociaż oczywiście jest przejście piesze, jako, że kolejki są też potężne. Granicę przekraczaliśmy na przejściu  Medyka - Szeginie.
My byliśmy rzeczywiście grupą turystyczną i nie widziałam, żeby ktoś kupował jakieś duże ilości alkoholu, czy papierosów. Śmiać mi się chciało, bo atrakcją dla kilku osób były krówki - cukierki krówki i to też nie jakieś potworne ilości, tylko powiedzmy 1/2 kg. Do dziś zachodzę w głowę, czy były to naprawdę takie rarytasy?       Droga do Lwowa przypomniała mi moje wyjazdy na wieś w okolice Dębicy sprzed prawie 40 lat... Wróciły miłe wspomnienia dzieciństwa...

Mam na myśli małe, drewniane, wiejskie domki, pomalowane na niebiesko. U nas już niewiele takich można spotkać, a i w Ukrainie też widać, że coraz więcej murowanych staje. Ale przyjemnie było popatrzeć choć z daleka.  Droga była równa, jak powiedziała pilotka była remontowana na Euro. Natomiast w boczne drogi lepiej nie wjeżdżać, bo można na nich uszkodzić samochód.                         Lwów jest położony nad rzeką Pełtew, ale jak nam mówiła przewodniczka w ogóle tej rzeki na terenie Lwowa zauważyć się nie da. Została połączona z system kanalizacji i praktycznie jej nie widać, chociaż jej liczne dopływy mają wpływ na stan ulic, kamienic i ekologii. Podobno w jednej z knajpek można zobaczyć jak przepływa pod podłogą.
Wąskie urokliwe uliczki, brukowane, ciężko czasami przez nie przejechać autobusem. Rynek ładnie odnowiony, ale jeśli zajrzy się gdzieś w boczną uliczkę, albo wejdzie w bramę domu, to na podwórku widać zniszczenia spowodowane nie tylko czasem.      
Wiele osób mówi w języku polskim, chociaż podobno Polaków tam coraz mniej. Z okien autokaru widziałam wiele osób (kiedyś zwanych u nas babami, jako, że sprzedawały płody rolne prosto ze swojego gospodarstwa) sprzedających jakiś towar bezpośrednio przy ulicy. Ba, ledwo autokar podjechał na parking, a już stało przy nim kilka osób. A to żebrak, który narzekał na bardzo niską emeryturę (podobno bywają emerytury w wysokości polskich 200 złotych, za które we Lwowie nie wyżyjesz), a to pani z krówkami i druga z chałwą (temperatura bardzo wysoka, tropik wręcz
-
podejrzewam, że słodycze szybko się roztopiły chociaż panie sprzedające starały się cały czas stać w cieniu. To młody człowiek z pocztówkami i przewodnikami w języku polskim, to znów ktoś z pamiątkami. Wszyscy oczywiście namawiali do zakupów i przekonywali, że u nich najtańsze i najlepsze. Mają swoje rewiry, po których chodzą. Inny młody człowiek zatrzymał nas na ulicy (zresztą znał zarówno naszą panią pilot jak i przewodnik) również z pamiątkami i narzekał, że raz spóźniliśmy się, bo powinniśmy być jakieś półtora godziny wcześniej, a dwa, że mało kupiliśmy. Spotkaliśmy go jeszcze później w rynku i dopytywaliśmy się jak wygląda jego "interes", ile grup turystycznych przyjeżdża codziennie i jak sobie radzi. Żeby zakończyć temat handlu wspomnę tylko, że trafiłam na mały lokalny rynek, gdzie wystawiali swoje prace artyści - malarze, hafciarki - piękne ręczne wyroby. A obiad zjadłam w bocznej ulicy, gdzie okazało się, że mój zardzewiały rosyjski jeszcze całkiem nieźle mi służy. Generalnie, jeśli chodzi o miasto to pierwsze i dominujące wrażenie : dominujący wszędzie handel i otwarcie na turystów.
Powyżej pomnik przedstawiający Łukasiewicza wychylającego się z okna i wskazującego na pomnik  (obok) swojego współpracownika, Jana Zeha.
 
Miasto to przed II Wojną Światową było ośrodkiem administracyjnym czterech religii (rzymskokatolickiej, unickiej, ormiańskiej i żydowskiej). My byliśmy świątyniach trzech religii. Obok Archikatedralny sobór św. Jura - katedralna cerkiew Ukraińskiego kościoła greckokatolickiego wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Robi wrażenie zarówno na zewnątrz jak i wewnątrz. Cerkiew jest częścią całego, malowniczego zespołu architektonicznego składającego się również z dzwonnicy, budynków kapituły i pałacu metropolitów. Wszystko pięknie odnowione.






Podzielone na trzy nawy bardzo bogate wnętrze.W czasie, gdy tam byliśmy (a był to czwartek) była odprawiana msza - kapłan pomimo tłumów turystów odprawiał ją dla może kilkunastu wiernych, którzy również nie zwracali uwagi na postronne osoby.


 W środku warto zwrócić uwagę na kopię Całunu Turyńskiego.
 Przeniosę się teraz z cerkwi na cmentarz Łyczakowski, którego nie można ominąć. Jest to najstarsza zabytkowa nekropolia w Europie. Pochowano tu wielu znanych Polaków. Wymienię tylko kilka nazwisk : Stefan Banach - matematyk, Władysława Bełza - poeta, Artur Grottger - malarz, Maria Konopnicka (zdjęcie poniżej) - poetka i wiele wiele innych osób. Na grobach znanych Polaków wiele zniczy i biało czerwonych chorągiewek.
Nagrobki po prostu zachwycają - przez chwilę można zapomnieć, że jest to miejsce pochówku, człowiek czuje się, jak w muzeum...
Po raz kolejny przypominam sobie, że to co nas wszystkich równa, bez względu na pochodzenie i status społeczny to moment śmierci.
Obok grób Juliusza Konstantego Ordona - oficera polskiego, uczestnika Powstania Listopadowego.
 Grób Marii Konopnickiej.
 Grób Gabrieli Zapolskiej - na bokach tytuły jej utworów.

 Na terenie cmentarza jest wyodrębniony teren pochówku Obrońców Lwowa - potocznie zwany Cmentarzem Orląt. Pochowano tu obrońców Lwowa i Małopolski 1918 - 1920. Wiele osób tu pochowanych to uczniowie i studenci. 
Teren ten był praktycznie zrównany do zera przy pomocy czołgów i maszyn budowlanych. Władze radzieckie nie życzyły sobie tego cmentarza. W katakumbach umieszczono zakład kamieniarski i garaże, przez cmentarz poprowadzono drogę. W 1975 r nie pozostał żaden ślad po pochowanych tu Polakach.
Polacy są narodem, który nie zapomina swoich bohaterów. Dzięki pracownikom firmy Energopol cmentarz został odrestaurowany. Kilkukrotnie zostały wznawiane i przerywane prace. Zgodnie z ustaleniami polsko - ukraińskimi warunkującymi możliwość odbudowy cmentarza, nie wszystkie elementy powróciły na swoje miejsce.Zmieniono również napis na Mogile Pięciu z Persenkówki. W oryginalnej wersji napis głosił : "Nieznanym bohaterom poległym w obronie Lwowa i Ziem Południowo-Wschodnich".
Strona Ukraińska nie wyraziła zgody na umieszczenie tej treści. W wyniku porozumień i kompromisów obecny napis ma treść : "Tu leży żołnierz polski poległy za Ojczyznę" - co nie do końca jest zgodne z prawdą, jako, że pochowani są tu również cywile. Zaduma nad tym miejscem, nad naszą historią towarzyszyła mi przez cały czas pobytu na terenie cmentarza Łyczakowskiego. Nie sposób zobaczyć wszystkiego i poświęcić choćby chwili wspomnienia wszystkim tu pochowanym.


 Powracam teraz do miejsc kultu. Obok niepozorne podwórko jakich zapewne wiele, ale na tym podwórku jest wejście do Kaplicy Trzech Świętych, która jest częścią Cerkwi Uspieńskiej. Kaplica ma  ma formę małej cerkwi o trzech kopułach.
 Wieża Korniakta - część zespołu cerkiewnego.
 Wnętrze kaplicy jest bogato zdobione.
W każdym mieście jest jakiś pomnik, który należy dotknąć lub pogłaskać na szczęście, lub po to by tu powrócić. Nie inaczej jest we Lwowie. Jeśli ktoś chce tu powrócić powinien pociągnąć Nikifora za nos. Pomnik stoi we Lwowie pomimo tego, że Nikifor nigdy tu nie był, stoi również na chwałę odtwórczyni roli malarza : Krystyny Feldman, która się we Lwowie urodziła.
Kościół Bożego Ciała i klasztor Dominikanów we Lwowie, a obecnie greckokatolicka cerkiew Najświętszej Eucharystii

Katedra Ormiańska we Lwowie.
Pierwsze wrażenia ... ciemno i niezbyt przyjaźnie, zapewne dlatego, że weszłam do świątyni z pełnego słońca, a w środku nie było światła,  na drugie brakło czasu, bo ze zdumienia odebrało mi przez moment mowę. To, że jest sklep z pamiątkami w świątyni zaakceptowałam, trudno, ślad dzisiejszych czasów. Ale w momencie, gdy nasza przewodniczka zaczęła mówić o historii katedry usłyszałam głos mężczyzny, który mówił o tym, że zazwyczaj nie wiemy jaka jest różnica pomiędzy krzyżami i okazał się on kapłanem ormiańskim handlującym dewocjonaliami w środku kościoła... to naprawdę trudno mi zaakceptować. Ale nie będę osądzać innych kultur. Wszak mam je poznać, a nie oceniać. 
                                    
Dzieło "Ścięcie św. Jana Chrzciciela" Jana Henryka Rosena.


Ostatni punkt programu to opera we Lwowie.  Przed operą na placu fontanna, piękne miejsce i piękny budynek. Opera nic nie straciła, ba, nawet zyskała w moich oczach, gdy do niej weszłam. Pierwsza myśl : podobieństwo do Teatru Słowackiego w Krakowie i ta myśl nie opuściła mnie do końca. Obydwa budynki są zbudowane w stylu eklektycznym. Ogromne bogactwo wnętrz, wspaniała widownia, zabytkowa kurtyna przeciwogniowa  - te wszystkie elementy sprawiają, że atmosfera opery jest niepowtarzalna...
Wnętrze opery.




Pozostał niedosyt, kilka godzin, to zdecydowanie za mało na poznanie i wchłonięcie atmosfery tego jakże pięknego miasta. Powrócę tu ...
Nasuwa mi się jeszcze uwaga do tych moich wpisów. Trudno oddać całą atmosferę, swoje przemyślenia w stosunkowo krótkim wpisie. Najlepiej by było na bieżąco notować swojej myśli, spostrzeżenia, ale to oczywiście nierealne,więc musi wystarczyć to troszkę szczątkowe pisanie, jako, że pamięć jest krótka i szybko zapomnę o ulotnych chwilach, pozostaną tylko ogólne wrażenia i najciekawsze szczegóły...